Z wigorem, odwagą baśń pożeniona z pewną duchowością, gdzie nikt nie zapomina o seryjnej rozrywce i dobrym uderzeniu. Siła i duch na jednym ekranie. 8
Przebojowe kino akcji, gdzie sceny walki są niczym dopieszczane układy taneczne i stanowią nośnik nie tylko wskaźnika energii w filmie, ale sposobu opowiadania o bohaterach bez skrótowości i płaskiej budowy? Właśnie tak skuteczny, chwilami mistyczny i naprawdę hipnotyzujący, a jednocześnie tworzący seryjną rozrywkę jest film Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni. Marvel znowu żywiołowo uderzył!
Poznajemy naszego bohatera jako zwykłego śmiertelnika, jednego z wielu obywateli codzienności. W San Francisco nazywa się Shaun, pracuje w hotelu i prowadzi życie, które nie obiecuje żadnych fajerwerków, a i on nie ma zamiaru się w coś szczególnie w swoim życiu zaangażować. Pewnego dnia jednak jedno spotkanie wyciągnie z niego prawdziwego mistrza walki i okaże się, że tak naprawdę Shang-Chi od dzieciństwa był szkolony na wojownika i to było mu pisane. Do tego dojdą spotkania z rodziną sprzed lat, co spotęguje więcej wymiarów tej historii.
Skuteczność Shang- Chi i legendy dziesięciu pierścieni wynika z zadbania o coś więcej, niż feerie efektów specjalnych, czy intensywność walk, a dania również przestrzeni na kreowanie bohatera i mimo magicznej aury, jest to bardzo wszystko człowiecze. Nietworząc wybitnie skomplikowanej fabuły twórcy znajdują czas na zbudowanie i wydobycie wielu emocji z bohatera, stworzenie relacji i nawet rodzinnej historii, co podnosi wartość tego doświadczenia filmowego, a nie jest kolejnym efekciarskim popisem. Jednocześnie film nie zwleka z wprowadzeniem nas w wielokrotnie zachwycający spektakl fizycznych starć, jednak zdecydowanie reszta nie jest do tego ekspresji pretekstem.
Intrygującym i odważnym również zabiegiem było to, że w produkcji takiej wagi, bo należącej Fazy Czwartej, będącej wydarzeniami po Infinity Saga, postawiono na postać, która nie wydawała się nigdy nie elektryzować fanów komiksów, a na ekranie nie znalazła wcześniej swojego miejsca. Twórcy nie poszli na skróty i udało im się z ukłonem dla kultury Azji i fascynacją ich kinem stworzyć interesującą nie tylko w ruchu postać.
Film chwilami ogląda się jak nie niewinną, ale pełną zaczepnego poczucia humoru i różnej skali gorzkich momentów, baśń. Potrafi wciągnąć widza do tego świata i chce się podążać za dobrze skonstruowaną i jeszcze piękniej wyglądającą historią. Jednocześnie znajduje się tutaj również świetnie miejsce na dramat rodzinny, odnajdywanie porozumienia i przepracowywanie pewnych problemów osobistych. To wszystko jednak nie jest nieznośnie podniosłe, tylko dobrze rozcieńczone żartem i "kopaniem".
Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni naprawdę potrafi na równie wysokim poziomie zarządzać spektakularnymi walkami w różnych, nastrojowych przestrzeniach, jak i dać bohaterowi nie tylko siłę, ale i duszę. To samo ma ten film.
Bardzo mi się film podobał! chociaż czekałem na tą ekranizacje od 1973 gdy powstał pierwszy komiks o Shang-Chi mistrzu kung fu.
Nie spodziewałem się że owe pierścienie które w oryginale (komiksie) noszono na palcach, będą takie duże, Dowiedziałem się że pierścienie te należały do smoka dlatego są tej wielkości.
Ogólnie filmik spoko Marvelowskim humorem!
Niech moc Pierścieni będzie z wami